Beyzym Jan (1850–1912), jezuita, misjonarz, urodził się 15 V w Beyzymach Wielkich na Wołyniu. Rodzice, Jan i Olga z hr. Stadnickich, posiadali majątek Onackowce na Wołyniu. Rodzina szlachecka, pieczętująca się Pogonią, wywodzi się od Druckich-Horskich. Według podania protoplasta rodu, zwany Bey-Zymu, odznaczył się w walkach litewsko-tatarskich, za co otrzymał szlachectwo. Historycznie znani przodkowie sięgają połowy XVI w. Tradycja tatarskiego początku rodu znana była B., toteż żartobliwie nazywał się »Tatarem«. Lata dziecinne upłynęły mu w domu rodzinnym. Przełom sprowadził rok 1863. Ojciec B-a z rozbitym oddziałem powstańczym przeszedł granicę austrjacko-rosyjską i został skazany zaocznie na śmierć, dwór spalili kozacy, matka z dziećmi przeniosła się do Kijowa. Tu w l. 1864–1871 skończył B. gimnazjum; w r. 1872 przekradł się do Galicji, gdzie w Porudnem (pow. jaworowski) przebywał jego ojciec. Tam dojrzało ostatecznie powołanie kapłańskie B-a. Marzeniem jego było powrócić po ukończeniu studjów teologicznych na Wołyń i w pracy parafjalnej oświecać lud tamtejszy. Pod wpływem jednak prawdopodobnie ojca wstępuje do zakonu Towarzystwa Jezusowego. Przyjęty do nowicjatu w Starej Wsi 11 XII 1872, składa pierwsze śluby zakonne w grudniu 1874. W Starej Wsi przebywał do 1878 r., poczem objął w Tarnopolu w internacie wychowawczym obowiązki wychowawcy. Na tem stanowisku mimo młodego wieku okazuje nieprzeciętne zdolności pedagogiczne, zdobywając serca i zaufanie wychowańców. Dnia 26 VII 1881 otrzymał w Krakowie z rąk biskupa A. Dunajewskiego święcenia kapłańskie, poczem kontynuował swoją pracę wychowawczą w Tarnopolu. W jesieni 1886 r. osiadł w Chyrowie, dokąd przeniesiono z Tarnopola zakład wychowawczy, i tam pracował lat jedenaście jako nauczyciel, wychowawca i prefekt infirmerji. Mimo zewnętrznie szorstkiego wyglądu miał niezwykle tkliwe dla cierpienia serce; bez wahania pełnił najniższe nawet posługi wobec powierzonej mu młodzieży. Posiadając wybitny dar barwnego opowiadania, używał go jako pierwszorzędnego środka wychowawczego. Znany pod mianem Tatara, pozostawiał w pamięci swych wychowanków niezatarty obraz gorąco kochanego kierownika i wychowawcy, prawdziwego przyjaciela młodzieży. W r. 1898 na własną prośbę porzucił tę pracę i objął stanowisko opiekuna i kierownika misji dla trędowatych. Początkowo prosił o przeznaczenie go na misję trędowatych w Mangalore w Indjach Przedgangesowych. Plan ten uległ jednak zmianie. W rok później powierzono B-i placówkę madagaskarską. Wyjechawszy z Krakowa 17 X 1898, przybył 30 XII tegoż roku do Tananariwy, skąd po zapoznaniu się z językiem Malgaszów udał się do schroniska trędowatych w Ambahiwuraku. Rozpaczliwy tak pod względem moralnym jak i materjalnym stan chorych, od których odwracali się ze wstrętem wszyscy, podniecał w B-ie zapał do pracy Ucząc, lecząc, opatrując rany i karmiąc swe, jak mawiał, »czarne pisklęta«, stał się wzorem najheroiczniejszego poświęcenia dla miłości bliźniego. Zyskał też nieopisaną wdzięczność trędowatych. Pragnąc jednak realnie i trwale polepszyć byt chorych, powziął B. plan budowy nowego schroniska-szpitala, zaopatrzonego w potrzebne urządzenia. Mimo piętrzących się trudności i opozycji w sferach rządowych francuskich plan został zwycięsko przeprowadzony. Wyszukawszy odpowiedni teren w odległej prowincji Madagaskaru, Betsileo, w miejscowości Ambatuwuri, rozpoczął B. budowę zakładu za wyżebrane w Polsce pieniądze. Rezydując niedaleko w Maranie, pracował po kilkanaście godzin dziennie, opiekując się nadal trędowatymi, dozorując budowy, pisząc listy do kraju celem zbierania dalszych ofiar. W wolnych chwilach rzeźbił części ołtarza dla kaplicy w nowym zakładzie. W lecie 1911 r. zakład został wykończony. Objął on, oprócz kaplicy, domu dla misjonarzy i pielęgniarzy, apteki, ambulatorjum i koniecznych zabudowań gospodarczych, dwa budynki szpitalne dla 200 trędowatych. B. opracował regulamin zakładu. Mimo ukochania swej dotychczasowej pracy na wiadomość o okropnych stosunkach moralnych i zdrowotnych, jakie panowały na Sachalinie wśród tamtejszych skazańców (gdzie trąd również się szerzył), zapragnął B. objąć działalnością misyjną tamte strony i ofiarował się pierwszy do tej pracy. Brak zgody rządu rosyjskiego na pracę katolickiego zakonnika uniemożliwił te zamiary. Zniszczony i wyczerpany pracą ponad przeciętne siły ludzkie, prowadząc przytem wysoce ascetyczne i umartwione życie, umarł B. 2 X 1912 jako ofiara uporczywej febry, zaraziwszy się już poprzednio trądem, o czem w Polsce nie wiedziano. Pogrzebano go na cmentarzu trędowatych w Ambatuwuri. Praca i działalność apostolsko-kulturalna B-a wywołała uznanie w całym świecie, a śmierć jego odbiła się donośnem echem nietylko w katolickich sferach, lecz również i w rządowych kołach francuskich. Jako przykład prawdziwie głębokiej oceny misyjnej działalności B-a niech posłużą słowa, jakie padły z trybuny Izby deputowanych w Paryżu: »Zaryzykować swe życie na kilka godzin, lub na kilka dni na polu bitwy, lub w czasie epidemji – jest to poświęcenie, na które zgodzą się chętnie wszyscy ludzie o dobrem sercu; ale wejść żywcem w grób, gdzie śmierć na was czatuje i spotka was z pewnością, jest odwagą nadludzką«. Listy B. charakteryzują zresztą najlepiej tę wyjątkową misjonarską postać, pełną mimo najwyższego poświęcenia, na jakie się całe życie zdobywał, głębokiej pokory i skromności.
Czermiński M. ks., T. J., Ks. Jan Beyzym, ofiara miłości, Kr. 1922; Listy O. J. Beyzyma T. J., Kr. 1927. Archiwum Prow. Małopolskiej T. J. w Krakowie przechowuje oryginalną korespondencję i materjały biograficzne.
Marjan Pelczar